Blisko połowa jedzenia ląduje na śmietniku z powodu nieprzemyślanych zakupów. Odpowiedzią jest freeganizm

W śmietnikach grzebią nie tylko bezdomni. Zbieranie żywności w przysklepowych koszach na śmieci i oddawanie innym jedzenia, którego sami nie jesteśmy w stanie skonsumować, stało się modne.

Pieczony kurczak z ziemniakami w plastrach i sałatką z mandarynek, grejpfrutów, jabłek, bananów i granatów? A może spaghetti z sosem pesto, a na deser tarta czekoladowa z kremem i do picia świeżo wyciśnięty sok pomarańczowy? To tylko niewielka część długiego menu, jakie proponuje gościom „The Gleaners’ Kitchen” w Bostonie. W tym niezwykłym miejscu wszystkie posiłki serwowane są… gratis. Jak to możliwe? Składniki, z których szef The Gleaners’ sporządza swoje zdrowe i smaczne dania, pochodzą z przysklepowych śmietników.

Za bostońską inicjatywą zbieraczy (po ang. glean oznacza właśnie zbierać) stoi grupa studentów, którzy początkowo zapakowaną żywność wygrzebywali z kontenerów dla siebie. Jedzenie trafiało na śmietnik np. z powodu przekroczenia terminu ważności o jeden dzień, ale nadawało się jeszcze do spożycia. Z czasem zbieracze postanowili dzielić się z innymi – okazało się bowiem, że darmowych i wciąż świeżych frykasów trafia na śmietnik naprawdę sporo.

Mapa miejsc, gdzie można odebrać darmowe jedzenie z platformy: foodsharing.dewww.thegleanerskitchen.org i freegan.info

Maximus Thaler, student filozofii z Tufts University w Bostonie, główny inicjator „The Gleaners’ Kitchen”, tłumaczy, że dzielenie się żywnością jest sposobem na walkę z niepohamowaną konsumpcją. „Chcemy dać przykład innym i zwrócić uwagę na problem marnowania jedzenia. Wokół nas gromadzą się ludzie o podobnych antykomercyjnych poglądach” – mówi „Focusowi” Thaler.

Tego typu akcji pojawia się coraz więcej, a ich motorem jest nie tylko lewicowa ideologia. Kryzys gospodarczy ostatnich lat sprawił, że nawet w krajach rozwiniętych na stołach zaczęło pojawiać się jedzenie, które dotąd lądowało na wysypiskach. Jest z czego wybierać: przykładowo w Stanach Zjednoczonych prawie każdy market spożywczy wyrzuca codziennie żywność wartą około 2300 dolarów (według danych The Natural Resources Defense Council, międzynarodowej organizacji zajmującej się ochroną środowiska).

100 mln ton żywności co roku wyrzucają do śmieci Europejczycy.

Marnotrawstwo w skali globu jest jeszcze bardziej porażające. Jak wynika z raportu londyńskiego Institution of Mechanical Engineers, jedna trzecia światowej produkcji żywności (czyli ok. 1,3 mld ton jedzenia rocznie) trafia na śmietnik. Europejczycy wyrzucają co roku ok. 100 mln ton żywności. Według Eurostatu Polacy z 9 milionami ton marnowanej żywności plasują się na niechlubnej piątej pozycji w Europie (po Wielkiej Brytanii, Niemczech, Francji i Holandii).

 

Zjedz, zanim zgnije

Grzebanie w śmieciach w poszukiwaniu jedzenia nie jest niczym nowym. Idea freeganizmu (z ang. free – wolny, vegan – wegański) narodziła się w Stanach Zjednoczonych już w latach 90. XX wieku. Nieśmiało kiełkuje również w Polsce. Zbieracze śmietnikowego jedzenia najbardziej interesują się targowiskami, bo w tamtejszych śmietnikach każdego dnia ląduje wiele kilogramów niesprzedanych owoców i warzyw. I tak w Warszawie freeganie oblegają bazar przy placu Szembeka, w Krakowie przy placu Na Stawach, a w Katowicach przy ul. Obroki. W Lublinie poszukiwacze żywności pojawiają się przy giełdzie Elizówka, a we Wrocławiu na placu Warzywnym przy Obornickiej. Ale nie tylko.

 

„W pierwszej kolejności warto upatrzyć sobie kontenery przy sklepach popularnych sieci handlowych. Tam wyrzucają wszystko jak leci” – mówi Ania z Warszawy, która z freeganizmem spotkała się pierwszy raz w Holandii. Jeszcze 3–4 lata temu, kiedy moda na freeganizm dopiero wchodziła do Polski, sama chętnie organizowała wypady na śmietnik z przyjaciółmi ze studiów. „To, jakie jedzenie ludzie wyrzucają, woła o pomstę do nieba. Opakowania nietkniętych i dobrych warzyw czy hermetycznie zapakowanych wędlin, których data ważności kończyła się w tym samym dniu, to najczęstsze przykłady, z jakimi się spotykaliśmy” – mówi.

40% jedzenia ląduje na śmietniku z powodu nieprzemyślanych zakupów.

Ruch freegański najlepiej zorganizowany jest w Nowym Jorku. Tam, podobnie jak w Barcelonie, powstały nawet specjalne przewodniki po najlepszych śmietnikach w mieście. Dzięki nim wiemy, że np. wegańska knajpka w Greenwich Village zawsze po 22 godz. wyrzuca cały worek smażonych azjatyckich potraw, a piekarnia w Cincinnati bajgle i francuskie pieczywo.

Nie każdy ma ochotę na grzebanie w śmietnikach, dlatego zmyślni Amerykanie (znowu!) Dan Newman i Bryan Summerset wpadli na pomysł, jak uchronić jedzenie przed wylądowaniem w koszu i dostarczyć je, zanim stanie się nieprzydatne potrzebującym. Dwaj panowie stworzyli aplikację o nazwie Leftover Swap (z ang. wymiana resztkami). Ich pomysł jest prosty: jeśli nie zjedliśmy np. całej pizzy i chcemy się z kimś podzielić nietkniętymi kawałkami, wystarczy zrobić ich zdjęcie, wrzucić je do wirtualnego katalogu i czekać, aż ktoś się zgłosi. „Jeśli masz dobry kontakt ze swoimi sąsiadami i nie chcesz jeść tej samej dyniowej zupy przez cały tydzień, czemu nie spróbować i nie wysłać im zdjęcia parującego garnka?” – pyta Newman.

9 mln ton jedzenia wyrzucają rocznie Polacy. Pod tym względem zajmujemy piąte miejsce w Europie.

Coraz większą popularnością cieszą się akcje typu SWAP, podczas których na prywatnych kiermaszach spożywczych ludzie wymieniają się jedzeniem. „Jeśli przygotowaliśmy w domu kilkanaście słoików marmolady, możemy kilka z nich zabrać ze sobą na SWAP i wymienić na coś, co nas interesuje, na przykład na świeży chleb lub warzywa” – mówi Vicky Swift, pomysłodawczyni żywnościowej wymiany. Trasę wymian można śledzić na stronie: www. foodswapnetwork.com.

Walkę z plagą marnotrawstwa podjęli również Niemcy. W 2012 roku powstała tam platforma Foodsharing.de stworzona przez dziennikarza Valentina Thurna, którego przeraziły statystyki: przeciętny Niemiec wyrzuca rocznie blisko sto kilogramów wciąż przydatnego jedzenia. Za pośrednictwem wymyślonej przez niego internetowej strony niepotrzebne produkty żywnościowe można oddawać. Każdy chętny może się zgłosić pod wskazany na portalu adres i za darmo odebrać niepotrzebną komuś innemu żywność. Obowiązuje tylko jedna zasada: nie pozbywamy się jedzenia, którym sami się brzydzimy. Pomysł chwycił, a w dużych miastach w supermarketach i halach kupieckich funkcjonują nawet specjalnie wydzielone stanowiska (po niem. Umsonstladen), gdzie każdy może zostawić żywność lub za darmo zabrać ją dla siebie.

Do akcji Thurna dołączają się również sklepy. Przeznaczają na rozdawaną żywność specjalne półki, kosze, a nawet specjalne lodówki z przeszkloną witryną. Wydzielone miejsca w sklepie zaczynają funkcjonować również w Szwecji, a w nękanej kłopotami finansowymi Portugalii darmowe posiłki powstają z resztek oferowanych przez restauracje. Czy platforma taka jak Foodsharing miałaby szansę zaistnieć w Polsce? Wątpi w to dr hab. Krystyna Rejman, kierownik Zakładu Wyżywienia Ludności SGGW. „W Polsce górę biorą przepisy. Dopiero niedawno sklepikarzy i restauratorów zwolniono z podatku VAT za nieodpłatne przekazywanie żywności potrzebującym. Jeśli tego typu decyzje musimy podejmować na najwyższym szczeblu, nigdy nie zrobimy więcej” – tłumaczy swój pesymizm dr Rejman i dodaje: „Efekt jest taki, że zamiast pomagać, zastanawiamy się najpierw, czy jest to zgodne z prawem”.

Zmiany prawne jednak następują. Od października 2013 r. przestały u nas obowiązywać kontrowersyjne przepisy, które nakładały na detalistów podatek VAT za rozdawanie jedzenia biednym. Do tej pory symbolem nieżyciowego prawa był piekarz z Legnicy, który za oddawanie pieczywa bezdomnym otrzymał wezwanie do zapłaty kilkunastu tysięcy złotych podatku od darowizny. Mimo to handlowcy niechętnie oddają potrzebującym produkty z kończącym się terminem ważności. Dlaczego? Wśród wymienianych powodów jest m.in. brak stosownych rozwiązań informatycznych do ewidencjonowania darowizn na cele charytatywne (jest to wymagane przy rozliczeniach z fiskusem).

 

 

Ziarnko do ziarnka

W sposób bardziej zorganizowany z marnowaniem jedzenia walczy polski Bank Żywności. Podobnie jak inne tego typu organizacje na świecie BŻ odbiera żywność nadającą się do spożycia od sieci sklepów. Są to zazwyczaj produkty, które i tak nie trafiłyby do sprzedaży, na przykład z powodu pogiętego opakowania. Za pośrednictwem lokalnych oddziałów BŻ rozdaje zebraną w ten sposób żywność potrzebującym.

Oddane przez supermarkety jedzenie wykorzystuje się również w Wielkiej Brytanii, gdzie na londyńskim Trafalgar Square organizowana jest co roku akcja Feeding the 5000 zainicjowana przez Tristrama Stuarta, społecznika i autora książki opisującej skalę marnotrawstwa („Waste. Uncovering the World Food Scandal”). Projekt Stuarta polega na przyrządzaniu darmowych posiłków dla pięciu tysięcy osób z produktów odzyskanych z supermarketów. Podobna idea przyświeca brytyjskiej organizacji charytatywnej Food Cycle, która z pomocą 1200 wolontariuszy gotuje obiady z niesprzedanej w sklepach żywności.

Eksperci zwracają uwagę, że z marnotrawstwem trzeba walczyć, zanim jeszcze ktoś podejmie decyzję o pozbyciu się jedzenia. Aby zminimalizować ilość wyrzucanej żywności, pod koniec każdego dnia wystarczy wprowadzać w sklepach 70–80-procentowe przeceny towarów. Swój apetyt powinni też powściągnąć klienci. Dlaczego? Bo aż 40 proc. jedzenia ląduje na śmietniku z powodu nieprzemyślanych zakupów.

Mapa miejsc, gdzie można odebrać darmowe jedzenie z platformy: foodsharing.de www.thegleanerskitchen.org i freegan.info